czwartek, 22 maja 2014

Używki mi nie odmówią

Niechętnie muszę przyznać, że wciąż od czasu do czasu czuję się, jakbym był na odwyku. Nie mogę spać, czuję mrowienie w dłoniach i stopach, lekko pali mnie przełyk. No i oczywiście w głowie mam jedno, chciałbym, żeby było pstro, ale niestety.

Tak sobie myślę, że rzucanie uczuć nie jest łatwe, człowiek potrafi się tak bardzo związać emocjonalnie, uniezależnić od drugiej osoby, zapatrzeć w nią bezgranicznie. Przychodzi ten czas, gdy trzeba powiedzieć sobie do widzenia, pożegnania są smutne, ale należy powitać nową przygodę - podobno.

Teraz dopiero dostrzegam dramat ludzi uzależnionych. Wydaje się, że nie palić tydzień, miesiąc, dwa, trzy, to wygrać. A nagle po pięciu człowiek czuje, jakby rzucił tydzień temu, znów musi się zmagać z chęcią zakupu kolejnej paczki.

W rzucaniu emocji jest trochę inaczej, bo po pięciu miesiącach nie wiemy, czy druga strona w ogóle chciałby z nami rozmawiać, a co dopiero pokochać nas na nowo. Paczka papierosów nigdy nam nie odmówi, whiskey z lodem też nie. Przynajmniej mnie się nie zdarzyło.

Druga osoba może.

Dlatego tak silnie trwam w swoich postanowieniach.




m.

niedziela, 11 maja 2014

A co jeżeli umrę?

A co jeżeli umrę. Nie obudzę się jutro, albo po prostu w jednej z sekund stracę przytomność, na zawsze. Co jeżeli już teraz w mojej głowie drzemie okropny twór, tykająca bomba. Co jeżeli się niefortunnie potknę, albo stanę się ofiarą pijanego kierowcy, albo spadnie mi gałąź na łeb podczas wichury.

Nie chcę odejść bez ostatniego słowa.

Nie mogę tego słowa powiedzieć już teraz. Każdemu innego. Nie mogę, bo żaden etap się nie zakończył, nie ma czego podsumowywać. Zresztą ckliwa wiadomość na fejsie zostałaby spłycona, niezrozumiana w takim czasie i miejscu. Każda wiadomość musi umiejscowiona być w pewnym kontekście.

To takie egoistyczne, ale naprawdę wiele rzeczy chciałbym Wam jeszcze powiedzieć.
Egoistyczne, bo Wam nie powiem, nie teraz, a przecież nie wiemy, kto pierwszy.

Dziś mogę powiedzieć tylko tyle - do Ciebie, Ciebie i Ciebie też, i do Ciebie, a może do Ciebie przed wszystkimi. Budujecie, budowaliście i będziecie budować moje życie, to dzięki Wam, lub przez Was jestem tym kim jestem w jednej ze swych odsłon.

Może napiszę kilka listów.
Tyle przecież niewypowiedzianych myśli siedzi w mej głowie.


m.

poniedziałek, 7 kwietnia 2014

Wiedza

Moment, w którym człowiek nie wie co naprawdę czuje, jest jednym z najdziwniejszych, które zdarzają się w życiu. Zazwyczaj jesteśmy szczęśliwi lub nie, czasem tylko zadowoleni, lekko wkurzeni, zdenerwowani, zakochani, nienawidzący, obojętni. Czasem rano zmęczeni, wieczorem wypoczęci, czasem na odwrót.

A co jeżeli nie odczuwamy żadnego z powyższych, ani pokrewnych tym powyższym. Co wtedy dzieje się z człowiekiem, gdy tak naprawdę nie wie. Ludzką rzeczą jest nie wiedzieć, ale czy w takich sprawach także te słowa się sprawdzają?

Czasem czujemy sprzeczne emocje. Kochamy i nienawidzimy, cieszymy się i wyjemy z bólu. Oddzielamy jedne od drugich. Wiemy co nas w te różne stany wprowadza. Może trochę nas to męczy, trochę gubi, ale jednak - wiemy.

Wiedza jest potrzebna człowiekowi do życia jak woda, jak powietrze, jak miłość i poczucie bezpieczeństwa. Tak bardzo potrzebujemy wiedzieć, że dążąc do tego stanu potrafimy złamać nasze postanowienia. Potrafimy zachowywać się niezgodnie z naszymi przekonaniami. Wiedza. Wiedza jest władzą, komfortem psychicznym, chociaż bywa też cierpieniem, którego pozbyć się nie potrafimy... gdy już się dowiemy, gdy już znajdziemy odpowiedź na dręczące nas pytanie załamać może nam się cały świat. Najgorszą cechą tego rodzaju wiedzy jest jej wieczne trwanie. Definicje możemy zapomnieć, wiedzy, której pragnęliśmy nie.

Tylko czasem tkwimy w tym punkcie nicości. Nie wiemy, czy pragniemy informacji. Raczej ich unikamy, zachowując higienę psychiczną, nieświadomość.

Teraz chciałbym się dowiedzieć co czuję.
Do czego tak usilnie dążę, co nie pozwala mi spokojnie spać w nocy.
Dlaczego to robię.
Poznać się jeszcze trochę bardziej.
Wiedzieć przed czym tak usilnie uciekam.
Na co tak niecierpliwie czekam, trzymając z całej siły telefon, gdy tylko wyjdę z bezpiecznego, zdawałoby się, pomieszczenia.



niedziela, 6 kwietnia 2014

Ukartkowienie.

Wyobraźcie sobie ryzę papieru. Wyciągnięte z niej dwie kartki. Kartki, które zapisać można dowolnymi słowami, zamalować farbami, zabazgrać. Czasem dwie kartki na siebie wpadają, przypadkowo. Mają już swoje historie, są mniej lub bardziej zapisane, bardziej lub mniej kolorowe. Może skrywają jakieś tajemnice pod zagiętymi rogami. Może są lekko pogniecione, a może idealnie gładkie, może na jednej stronie widać równiutkie pismo, a na drugiej ślad buta, łez, czy okrąg po filiżance. Może częściowo są przypalone, może trochę już potargane. Może robią tylko dobre wrażenie.

Niektóre z nich są kartkami z wyżej klasy, noszą na sobie pieczątki ważnych instytucji, tajemnice wagi państwowej. Na innych dzieci skrobią swoje rysunki. Są też kartki puste, z których ktoś zrobił samolot, albo te zapomniane, leżące wciąż w starej drukarce, pożółkłe.

Czasem, kiedy dwie kartki się spotkają, zaczynają się ze sobą zrastać. Nie jest to łatwe, gdyż ciężko połączyć, zazębić dwa tak równe skraje. Wyobraźcie sobie jak się te kartki splatają, jak mieszają się ich historie, jak z dwóch arkuszy A4 powstaje jeden A3. Jak jedna kartka bierze na siebie trochę zagnieceń drugiej, jak czytają się nawzajem. Łączą się naturalnie, poznając się. Czasem, żeby pokazać się światu, dodatkowo sklejają się taśmą w miejscu połączenia. Żeby wszyscy wiedzieli, że to bywa, że to jest, że to już na stałe...

Nie wszystkie kartki jednak, nawet te sklejone najmocniejszą z taśm, są w stanie trwać  przy sobie przez wieczność. Czasem decydują się one na bolesne zerwanie taśmy, mimo że wiąże się ono z ogromnymi, dla obu, stratami. Wraz z taśmą usuwana jest warstwa dobrych wspomnień, zaufania, w końcu każda traci część swojej powłoki, staje się wrażliwsza na brzegu. Jednak rozerwania sklejonych kart bez usuwania taśmy jest jeszcze gorszym pomysłem. W tym wypadku zawsze jedna ze stron wyrwie część drugiej. Kawałek, którego ta druga nigdy już nie odbuduje. Obie będą trwać w bólu, jedna z ciężarem, druga ze stratą. Nie wiadomo co lepsze.

Może lepiej nie używać taśmy.
Może lepiej rozrywać się naturalnie, tak jak się zrastało.
Bez zbędnych obietnic, zobowiązań i oświadczeń.

Po takim rozerwaniu każda z kartek ma poszarpany brzeg,
ale żadna nie traci części samej siebie.

piątek, 14 marca 2014

Spowiedź.

Nie mam już więcej łez, co oznacza, że skończył się okres płaczu. I choć ten okres mam już za sobą, to wciąż nie wszystko za sobą zostawiłem. 

Zawsze zaciskam kciuk lewej dłoni. Wbijam jego paznokieć w palec wskazujący. Niepokój. 

Najgorsze są te drobnostki. Drobnostki, których nie sposób się pozbyć, wyrzucić z pamięci. Powracające wspomnienia, skojarzenia, każda piosenka, temat, rzecz, zapach. Wraca i pobudza.
Perfumy przypadkowego człowieka w autobusie, przypadkowe auto na Marszałkowskiej, przypadkowa twarz w dużych okularach, ciężkich oprawkach, zaczesane do góry grzywki. 
Te miejsca na mapie Warszawy, na mapie świata, te miejsca w knajpach, fotele, obrazy, ryk silnika. Kanapa na której leżę i obraz w kącie, i lampka, i koszulka którą mam na sobie. I zapach wiosennego powietrza. I choć udaję, że nie, myślę o tym co najmniej tysiąc razy dziennie.

I tak naprawdę nie chcesz by to wszystko uleciało, zniknęło i przepadło. 

Najgorsi są ci wrażliwi.
Co oni z nami robią -
Z ludźmi o grubej skórze,
Grubszym groszu,
Zdrowym sercu,
Żelaznej woli,
Stalowych nerwach
I wiecznym śnie sprawiedliwych…
A.O.


I już nie wiem czy pisze o mnie, czy o Tobie, czy o nas.
Nieistniejących.

czwartek, 20 lutego 2014

W pół do refleksji.

Kiedyś chciałem porównać dwa filmy, a może dwie piosenki, na pewno dwie rzeczy skrajnie różne. Takie zestawienie. Jasne i oczywiste, wszem, wobec, że do tego nie doszło. Moje teksty zawsze zawierają więcej słów niż treści, więcej nieposkładanych myśli niż sensu. Kto myśli inaczej, ten tkwi w błędzie. Może nawet w nim ugrzązł, lecz bardzo mi schlebia! Zaaferowany wypluciem kolejnego steku myśli, zwykłych, żadnych tam owoców wysublimowanej refleksji, czy jakkolwiek ktoś to potrafi ładnie ująć... w każdym razie zaaferowany całą sytuacją postanowiłem sobie przypomnieć, wracając do pierwszych słów, przypomnieć te dwie... już wiem - piosenki!

Pomysł, gdy po raz pierwszy wpadł mi do głowy wydawał się ciekawy - o wiele bardziej niż teraz. A to dlatego, że chyba wtedy jeszcze znałem puentę, a teraz próbuję jej dociec. Pierwszy utwór to znana wszystkim, a przez prawie wszystkich lubiana słodka, marzycielska ballada.



Może trochę naiwna, ale delikatna i przyjemna, szczególnie w ustach Audrey. Chce się słuchać, chce się żyć, chce się wyruszyć w wielką podróż: "there's such a lot of world to see"! Piosenka afirmująca życie. Tezie w tekście przedstawionej sprzeciwia się za to melodia z pewnego filmu.



"I've seen it all - there is no more to see".

Macie to szczęście, moi drodzy czytelnicy, domniemani, że całe błyskotliwe podsumowanie pozostawię wam. Strumienie wniosków, fontanny pomysłów. To wszystko specjalnie dla was, bo nie zdzierżę póki co pseudointelektualnych bredni i filozofowania. Jak wspominałem na początku - puenty nie pamiętam, więc jej nie będzie, co całkowicie uprości sprawę, a Was zapewne trochę zawiedzie. Nikt nie lubi czytać tekstów bez zakończenia. A tu zakończenie będzie otwarte





niedziela, 8 grudnia 2013

Tempo.

Dostałem ostatnio wiadomość na jednym z portali społecznościowych, którego nazwy nie wymienię, co by nie robić reklamy, antyreklamy, co by nie lokować produktu itp. itd., choć może powinienem. Wiadomość odnośnie bloga, domyślam się, że tego, może tego drugiego, ale także wchodzącego w zbiór ekshibicjonizmu psychicznego, jakkolwiek pretensjonalnie to dla mnie dzisiaj brzmi. 

W tej wiadomości, sympatyczna jednostka zwróciła mi uwagę, że minęło już trochę czasu odkąd coś napisałem. A treści starsze wydawały jej się być w miarę ciekawe. Przynajmniej tak odebrałem sens tej wiadomości, która, de facto, zmusiła mnie do wystukania tych kilkunastu, -dziesięciu, -set słów. 

Tempo, z góry narzucone, w jakim zmienia się życie, czasem jest po prostu zbyt szybkie i człowiek w swej naturze gotów się zagubić, zatracić, zapomnieć. O tyle dobrze, że sinusoida zmian zmienia się także, czasem po intensywnym okresie staje się bardziej płaska, łagodna. A łagodność owa daje nam ten czas, aby w końcu uporządkować te wszystkie zmiany, ten cały burdel stworzony przez szalejące, dziką pasją opętane tornado. 

Właśnie sprzątam.
Myślę, że jeszcze trochę to sprzątanie mi zajmie.
Chyba, że wpadnę w kolejny wir.

Wiatr się wzmaga.

M.